Trójmiejski rajd rowerowy
-
DST
73.15km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:32
-
VAVG
11.20km/h
-
VMAX
39.79km/h
-
Sprzęt Santosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i znów wakacjujemy :) Tym razem wspólnie wybraliśmy się nad morze. Miałam nadzieję, że nawdycham się jodu, opalę, pokąpię i oczywiście pojeżdżę na rowerku a to wszystko wyjdzie mi na zdrowie. Na pewno się pokąpałam i pojeździłam :)
Na jednodniową przejażdżkę po trójmieście wybraliśmy się z Redy. Aby droga była przyjemniejsza, zdecydowaliśmy, że pojedziemy niebieskim szlakiem rowerowym, który był zaznaczony na mapie. Niestety był zaznaczony dobrze tylko na mapie, bo jeśli chodzi o oznaczenie w terenie - TRAGEDIA. Nie wiadomo było gdzie jechać, a trasa na prawdę ciężka. Dawid dawał radę podjechać na wszystkie błotniste, kamieniste wzniesienia. No cóż tylko podziwiać i mieć nadzieję, że i ja kiedyś dam radę. Pocieszał mnie jedynie fakt, że po każdym podjeździe lał się z niego pot, co oznaczało, że na prawdę były ciężkie, i że może nie jestem taka beznadziejna... No dobra koniec tego smęcenia. Trochę zdając się na instynkt, trochę kierując się mapą dotarliśmy na drogę asfaltową i już asfaltówką dojechaliśmy do Gdyni. W Gdyni oczywiście pare fotek (m.in. przy: Dar Pomorza), tradycyjnie coś chłodnego (duży shake) i dalej w trasę. Tym razem spory kawałek do Sopotu musieliśmy pokonać plażą. By wykąpać się w kamienistej zupie zrobiliśmy przystanek, nie był to dobry pomysł, więc szybko wycofaliśmy się z tego bagna. Widoki piękne: kamieniste zbocza, stateczki na zatoce.
Gdy dotarliśmy do Gdynia Orłowo mogliśmy już jechać dalej ładnymi ścieżkami rowerowymi. Minęliśmy kilka młodych par, które stały w kolejce lub właśnie miały robioną "niepowtarzalną" sesję zdjęciową. No cóż...
Droga do Sopotu minęła bardzo szybko i przyjemnie, tak samo jak i z Sopotu do Gdańska. Należy pochwalić miasta za tak rozbudowane ścieżki rowerowe. Oczywiście fotki i kąpiel w Sopocie. Dotarliśmy do Gdańska. Tam udaliśmy się pod latarnię morską w Nowym Porcie. Stamtąd ścieżkami dojechaliśmy do PGE ARENA (pamiątkowa fotka dla największego fana piłki nożnej - mojego brata). Później wizyta na Jarmarku Dominikańskim, odwiedziny Posejdona. Wszędzie pełno ludzi. Tu już raczej prowadziliśmy rowery, niż na nich jechaliśmy. Trzeba przyznać, że Gdańsk to przepiękne miasto. Czy chciałabym tam mieszkać? Tak i nie. Miasto piękne - Tak, ilość ludzi - Nie. Zrobiło się późno. Trzeba było wracać do domku. Drogę powrotną z Gdańska do Rumi pokonaliśmy pociągiem, z Rumi do Redy na rowerkach.
Niestety w kolejnych dniach nie udało nam się dotrzeć na Hel, tak jak było to planowane. Przyczyną była moja choroba. Mam nadzieję, że za jakiś czas znów się pojawimy w tamtych okolicach.
Podsumowując: Kolejna wyprawa zaliczona do udanych! Nigdy więcej kąpieli w zupie gdańskiej!!! Znów przekroczona magiczna granica 70 km!!! yeah!