Grand Prix MTB Amatorów 2012: "pinda"
-
DST
25.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
01:26
-
VAVG
17.44km/h
-
Sprzęt Santosa
-
Aktywność Jazda na rowerze
Moje pierwsze zawody...
Dotarliśmy do Międzyrzecza. To co? Idziemy się szybko zarejestrować, przebieramy się i wyciągamy rowerki? OK. Jest plan. Jest ładna pogoda. Myślę sobie: "Chyba się już nie wymigam. Sylwia, będzie dobrze. Może przeżyjesz i Cię nie rozjadą..." Długa kolejka do rejestracji...Na nasze szczęście Duda ze Sławkiem stali w połowie długości kolejki. Długie oczekiwanie wzmagało stres. Ile to się może ciągnąć? Kilkanaście osób przed nami, a my już tu półtora godziny czekamy!!! No dobra. Duda opowiada jak wygląda trasa, i tak nie zapamiętam, ale warto słuchać. Rozmowy o rowerach, zawodach, narzekanie na kolejkę, co u Ciebie, a co u Ciebie itp. Start opóźniony o godzinę. Udało się, jesteśmy zarejestrowani, mamy zapłacone. Idziemy po rowerki. Mały rozjazd.
Ktoś dał sygnał, przed chwilą nie było nikogo na starcie, a teraz chyba już są tam wszyscy. Stoimy w tłumie rowerów. Dawid przy mnie. Jesteśmy trochę za połową. No cóż. Dla mnie dobrze. Mniej osób mnie rozjedzie. Dla Dawida gorzej- ma tyle osób do wyprzedzenia... Rozglądam się wokoło. Mieli być amatorzy. Amatorzy jeżdżą na takich rowerkach?!? Od kiedy to? No dobra... Nie stresuj się, będzie dobrze. Miła pani po prawej. Rozmawiamy. To już jej 3 zawody. Mówi, że trasa taka sobie, ale nie jest źle. Spokojnie ją pokonam, a strome góry mam odpuszczać. Odliczanie. Wystartowaliśmy.
Aaaa... gdzie "kultura startu"?! Hej, ja tu jade, chce żyć! Nie wjeżdżać we mnie i mnie nie popychać. Omiń, wyprzedź, cokolwiek ale nie popychaj! Grr... Dobra większość wyminęła mnie, jedziemy. Wow dosyć szybko jade, ponad 30km/h, doganiam ich, jestem z siebie dumna. No dobra, zagęszczenie, trzeba zejść z rowerku. Jakiś Pan schodząc ze swojego, prawie mnie kopnął w twarz, spoko, przeprosił. Jedziemy dalej. Naciskam na te pedały ile sił, rower nie jedzie tak szybko jak bym chciała. Dziadki mnie wyprzedzają... Trochę wchodzi na ambicje. Wszyscy daleko. Koniec fajnej drogi. Zaczyna się polna droga. Pagórek, dołek, pagórek, dołek. Me kształtne 4-litery lub nogi stale opuszczają przyporządkowane im miejsca. Kurde. Dziadki znów mnie wyprzedzają. Kiedy te dziury się skończą? Koniec dziur. Jesteśmy w lesie. Teraz ja wyprzedzam. Trochę z Dawidem jeździłam w takich terenach (Bory Tucholskie). Głębokie piachy. Wszyscy przede mną zsiedli z rowerów. Ok schodzę. Trochę podbiegam i wyprzedzam kolejną osobę. Jedziemy dalej. Zakopałam się i zleciałam z roweru, ale stoję, wyprzedzają mnie. Dyszę gorzej niż lokomotywa. Patrzę na licznik, ile jeszcze?! Dopiero tyle! Ja tego nie przeżyję, nie w tym tempie! Jeszcze się nie poddam. Jedziemy. Wyprzedzamy się wzajemnie. Wąska trasa nad samym jeziorkiem. Jest fajnie. Daleko przede mną ktoś jedzie. Dobrze, że go widzę, nie muszę szukać strzałek. Rozpędzona jadę. Twarde lądowanie nad brzegiem jeziora. Chyba krzaki trochę zamortyzowały upadek. Boli kolano, biodro, piecze obtarte przedramię. Pojawiają się łzy. Jestem w szoku. Mój pierwszy w życiu lot przez kierownicę. Pan jadący za mną widział moje lądowanie. Pyta się czy wszystko w porządku: Pomóc Ci?Nie. Zostać?Nie? Na pewno dasz radę? Tak. Pojechał. Pamiętam tylko, że był ode mnie starszy i większy, nie widziałam zbytnio kto to. Kolejne osoby mnie wyprzedzają. Wstaje. Nadal płaczę, boli. Myślę: Cholera, cholera. Ja Wam pokażę. Przejadę to. Cholera. Cholera. Trochę straciłam. Trudno. Podjazdy, zjady. Doganiam jakąś kobitkę, przeganiam ją, potem ona mnie. Gdy trasa okazała się źle oznakowana (na jednym drzewie strzałka w lewo a na kolejnym prosto! Co jest grane?) Jade w lewo. Tym samym ją wyprzedzam, ona pojechała prosto, widzę kolarza jadącego w lewo, ale strzałka znów prosto, staje. Dojedza do mnie kobitka. Pyta: Co Ty robisz? Mówię o pierwszej strzałce w lewo, o kolarzu który pojechał w lewo, też go widzi, a obok nas kolejna strzałka prosto. Krzyczę do policjanta. Gdzie mamy jechać. Krzyczy: prosto. Czyli tamten zjechał z trasy. Jedziemy. Znów mnie wyprzedziła. Na podjeździe ja ją wyprzedzam. Robią nam zdjęcia. Dowiaduje się kto tworzył tą trasę i wiem, że już go nie lubię. Sapie niesamowicie, ale w pewnym sensie prowadzę. Z górki, znów fotki. Pod górkę. Dobra wyjeżdżamy z lasu. Prosta droga- mam prowadzenie. Moment, to droga którą startowaliśmy, więc niedługo meta! Hurrraaa! Nie jednak nie... Skręcam w lewo w las jak każe strażak. Ten to ma radoche. No cóż, sama z siebie już się śmieję. Znów jesteśmy w lesie. Górka, i z górki...Wyjechałam z lasu. Nagle znów ona, jakim cudem?! Myślę: Co za pinda. Cisnę na pedały, niewiele to daje. No cóż ma lepszy sprzęt. Nie dogonię jej. Dogoniłam przed mostkiem. Za mostkiem wyprzedzam. Myślę sobie: jak tylko dojadę idę spać, chcę spać... Jadę. Widzę basen. Hurrraaa!!! tu już musi być meta. Przejeżdżam. Wjeżdżam na parking. Dawid na mnie czeka. Pyta co i jak. Czy mi się podobało. Nic nie mówię tylko dyszę. Myślę sobie: to już koniec. Dojechałam. Mogę iść spać. Dawid pyta: Za godzinę się zapytać czy Ci się podobało? Kiwam głową, że tak. Schodzę z roweru. Idziemy do samochodu. Od razu wypijam pół litra wody. Jest lepiej. Organizm już się wyciszył. Pamiątkowe zdjęcie. Na dziś koniec rowerkowania.
Przebieramy się, zapomniałam o czipie. Dawid poszedł oddać. Duda i Sławek jeszcze nie dojechali. Przebrani idziemy sprawdzić wyniki, podjeść ciasteczek i wypatrywać Dudy i Sławka. Przyjechali. Obiad. Wręczanie nagród. Dawid dostał puchar. Ja wygrywam etui na telefon i uchwyt do siatek. Sławek rower. Idzie kobitka, mówię do Dawida: Patrz, to ta pinda co mnie stale wyprzedzała. No cóż... Nagła, nieprzemyślana wypowiedź. W myślach ją tak nazywałam i się wymknęło. Dawid mnie skarcił. Miał rację. Adrenalina robi swoje. Ale już wszystko dobrze. Już tylko się śmiejemy.
Podziękowania dla Pana który widząc mój wypadek, zainteresował się i chciał pomóc. To miłe. Wielkie DZIĘKI!!!
Przeprosiny dla kobietki, którą określałam w swoich myślach jako Pinda. Wiem, że nie zasługiwałaś na te miano, bo na pewno jesteś przemiłą osóbką. W końcu jeździsz na rowerze :)
Podsumowując: PRZEŻYŁAM ! ! !